Myśli na niedzielę i najbliższy czas...
Są tacy, którzy nigdy nie mówią nikomu „kocham cię”, a są tacy, którzy mówią wciąż aż do znudzenia, jak w filmach: I love you. Zwłaszcza panie i dziewczynki. Bartek, gdy widział, jak jego siostra wciąż się zakochiwała i wzdychała, mówił:– Ja się nigdy nie zakocham. Najwyżej w mamie… A jego tato na to:– O, nie! Czy chcesz zostać maminsynkiem? Ty się wcale nie musisz zakochiwać, bo powinieneś umiłować! A Bartek zapytał:– Ale jak? I kogo? Na to tato:– Raz a dobrze! A kogo? Najpierw Pana Boga. Bartek jęknął:– To ja wtedy będę taką „świętoszką-kokoszką”, jak ktoś nazwał taką panią, która prawie mieszkała w kościele. Tato odpowiedział:– Nie będziesz, jeśli pójdziesz na całość. Patrz, papież Jan Paweł II poszedł na całość w tym, co powiedział: „Jestem cały Twój”, i jaki był z niego chłopak, mężczyzna, mędrzec, przewodnik. Bartkowi trochę się to spodobało, choć papieżem być nie zamierzał. Tato kazał mu znaleźć najważniejsze przykazanie w Piśmie Świętym. To się Bartek naszukał! W końcu znalazł i przeczytał:– „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. No tak, czyli całkowicie. Tato podpowiedział:– Umysłem naucz się, jaki Pan Bóg jest, oraz takich Jego imion, jak „Wiekuisty”, „Wszech mocny”, „Przedwieczny”, „Najwyższy”, i myśl, co to znaczy. Bartek dumał, aż mózg mu trzeszczał, ale i coś w nim pojaśniało. A tato znów:– Sercem musisz się odważyć wyznać wiarę w Boga i przyznać się do Niego, nawet gdy będą się z Niego czy z ciebie śmiali. No tak, ale serce w Bartku zadrżało, gdy zaczął się żegnać przed krzyżem, a Suchy i Skąpy zaczęli chichotać. Jednak zacisnął pięści i powiedział:– To jest mój Pan Bóg i koniec z waszym idiotycznym chichotem! Zdziwił się, że ucichli, choć bał się, że jeszcze od nich oberwie. Tato, gdy o tym usłyszał, nazwał go małym rycerzem, a potem dodał:– Miłować duszą znaczy, że będziesz dotrzymywał słowa danego Panu Bogu. To było chyba najtrudniejsze, bo Bartek łatwo coś obiecywał albo przyrzekał, a potem zapominał, coś w swoim słowie zmieniał, zmniejszał… Jednak tato oczami dawał znać: „Idź na całość, synu!”. To trwało tydzień i Bartek bardzo się zmęczył. A kiedy jego siostra wzdychała już do kogoś innego, kochanego, powiedział do niej:– Ja nie wzdycham, bo umiłowałem raz, a dobrze, czyli na całość. I chcę iść na całość przez następny tydzień, miesiąc, a jak się da, to zawsze.
|